Algorytm finansowania uczelni

Taki niby prosty rachunek:

Załóżmy że pewien instytut prowadzi kierunek studiów, ot np. astronomię. Powiedzmy że studia I i II stopnia. Jeden kierunek na I stopniu to 2000 godzin dydaktycznych a na drugim stopniu to jeszcze 1000 godzin.

Zakładając, że studia te otwarto co najmniej 5 lat temu to mamy pięć roczników studentów dla których musimy rocznie przeprowadzić 3000 godzin zajęć.

Niezupełnie: ustawa wymaga, by co najmniej 30% zajęć było zajęciami do wyboru. Zatem jedna trzecia (w przybliżeniu) musi być oferowana podwójnie. Zatem do przeprowadzenia mamy 4000 godzin. Oczywiście nie mamy w składzie wuefisty czy lektora angielskiego ale per saldo na uczelni tyle właśnie godzin jest do zrealizowania.

Pensum pracownika samodzielnego to 180 godzin rocznie, adiunkta to 210, weźmy średnio 200. Do realizacji 4000 godzin potrzebujemy zatem 20 osób.

Minister Gowin oczekuje, że będziemy mieli na uczelniach 12 studentów na każdego nauczyciela akademickiego, nie mniej i nie więcej.

W takim razie optymalna liczba studentów na naszych studiach to 20 x 12 = 240.

Zakładając, że w każdym roczniku jest ich tyle samo to daje 48 studentów na roku. Nawet wykłady wolałbym realizować w mniejszej grupie. Ćwiczenia, szczególnie laboratoryjne (jest nacisk by było ich dużo) muszą jednak odbywać się w mniejszych grupach! Zakładając np. że jedna trzecia zajęć (ok 1400 godzin) musi być w co najmniej dwóch grupach (założenie ostrożne) to musimy zrealizować dodatkowo te 1400 godzin a do tego potrzeba dodatkowych siedmiu nauczycieli.

Ale to oznacza dodatkowych 84 studentów i podział na dwie grupy nie zawsze wystarczy.

Jaki z tego wniosek: by uczynić zadość wymaganiom ministra musimy pracować w ogromnych grupach lub... uczelnie muszą zwiększyć nam znacząco pensum dydaktyczne!

Pominąłem zajęcia indywidualne, opiekę nad pracami dyplomowymi etc.



Edytuj Ostatnia aktualizacja: 14.11.2016, 22:27