Dawno temu w podstawówce...

Znalazłem na strychu mój piórnik z podstawówki




Nie pamiętam kiedy i od kogo go dostałem, ale pamiętam, że byłem z niego bardzo dumny i bardzo go lubiłem. Wyglądał jak klocek drewna.

Warto przypomnieć, że naukę pisania rozpoczynaliśmy (1964) używając ołówków. Wkrótce jednak zaczęliśmy używać piór. Co prawda nie gęsich, ale takich archaicznych obsadek z wciskaną stalówką. Każda ławka szkolna miała na środku otwór z umieszczonym w nim kałamarzem. Obowiązkiem dyżurnych było uzupełniać czarny atrament z wielkiej półlitrowej butli pobieranej od Pani Woźnej.

Nie muszę dodawać, że była to niepowtarzalna okazja do niezbyt mądrych i brzemiennych w skutki dowcipów: kawałek bibuły wepchnięty do kałamarza i "pobrany" niechcący na stalówce produkował kleks minimum na pół strony.

Dodatkową atrakcją były zeszyty do ćwiczeń kaligraficznych w pierwszej klasie. Wydrukowane były na papierze o fakturze zbliżonej do... papieru toaletowego. Nauka pisania na czymś takim stalówką maczaną w atramencie to niezapomniany koszmar.

Niedawno byłem z moimi młodszymi dziećmi, Martą i Jackiem w takim sklepie z przyborami "artystycznymi" i oboje poprosili właśnie o pióra, stalówki i tusz. Kilka dni bawili się w kaligrafowanie liter i inne "grafiki" mozolnie skrobiąc stalówkami maczanymi w butelce z tuszem po specjalnym papierze. Była to dla nich wielka atrakcja.


Na szczęście dość szybko rodzice wyposażyli mnie w pióro wieczne. Codziennie przed szkolą sprawdzałem, czy nie trzeba specjalną gumową pompką naciągnąć do środka atramentu. Pióra wieczne miały wtedy tę własność, że potrząsane kapały atramentem. Często po większym wywijaniu tornistrem odkręcam pióro... a tu się leje na zeszyt. Niebieskie palce to codzienny znak pobytu w szkole, widać też ślady atramentu w piórniku, jeśli go otworzyć.

Mimo tego jestem do dziś zdeklarowanym wrogiem długopisów - to koszmarne narzędzia. Przez cały okres nauki, włącznie z liceum i studiami, używałem wyłącznie pióra wiecznego, stopniowo lepszej jakości i bezpieczniejszego, ale nigdy na "naboje". Za moich czasów atrament był w butelkach.

Piórnik ten dostałem w trzeciej lub czwartej klasie. Spełniał wiele różnych funkcji. Całkowicie złożony i zamknięty bywał argumentem w "dyskusjach" z kolegami. We wnętrzu początkowo były tylko pióro, ołówek, kredki, temperówka, zapasowe stalówki. Później zaczęły się pojawiać również inne przedmioty: tajne liściki, gumka na palce (proca) i zapasem skobelków (papierowych oczywiście), kij hokejowy do gry na ławce, rurka do dmuchania ryżem i inne niezbędne przybory szkolne. Był trochę ciężki (lite drewno) ale jak widać niezniszczalny.





Jak ktoś nie wierzy, że to mój własny, oryginalny piórnik,
to może zajrzeć pod spód.

Mam też oryginalny pamiętnik z lat 1967-1972.
Ale nie będę do niego zaglądał publicznie,
to ciągle bardzo osobista pamiątka.